Nasz portal korzysta z informacji zapisanych za pomocą plików cookies. Więcej informacji w polityce dotyczącej plików cookies. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących plików cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci komputera.
Nie pokazuj tego komunikatu

Aport

Hovy są w stanie nauczyć się wszystkiego, a im szybciej zaczniemy naukę, tym lepsze będą rezultaty. Myślę tutaj o aporcie, który nie dla każdego hovka jest miłością życia. Uświadomiła mi to moja suka Jaga, którą daremnie próbowałam zachęcić do przynoszenia patyka, piłeczki, ringa, jeżyka i już nie pamiętam czego. Na usprawiedliwienie Jagi chcę dodać, że naukę zaczęłyśmy dość późno, bo ok. 11. m-ca życia mojej hovki.

Naukę bardzo przyspieszył, jak to często bywa, przypadek. Aby Jaga nie miała wątpliwości, że ja "rządzę", podbierałam jej na chwilę kość, w trakcie smakowitego obgryzania. Chyba jednak byłam zbyt gorliwa, bo suka, kiedy tylko dostawała smacznego gnata, sama do mnie zaczęła przychodzić, żebym go potrzymała, bo zdecydowanie lepiej jej się wtedy obgryzało.

Pewnego razu, kiedy oglądałam coś bardzo ciekawego w telewizji, Jagusia wpadła na pomysł wciśnięcia mi kości do ręki, bo sama nie mogła jej stabilnie utrzymać w łapach. Nie zorientowałam się w porę i kość spadła na podłogę. Przecież nie ja będę się schylać w trakcie tak ciekawego programu, więc nie odrywając oczu od ekranu, na odczepkę powiedziałam "daj". I bardzo się zdziwiłam, bowiem Jaga popatrzyła na mnie, na zgubę, znowu na mnie i...podniosła kość wciskając mi ją w dłoń.

Drugi i trzeci raz upuściłam z premedytacją, ale suka za każdym razem bezbłędnie podawała. Końca programu nie oglądnęłam, bowiem już po chwili biegłam z moim mądrym psem na spacer. Na "daj" Jaga podała mi z ziemi jeżyka i piłeczkę. Byłam w siódmym niebie. Po kilku dniach zaczęłam piłeczkę coraz dalej wyrzucać, a Jaga biegła po nią, brała w pysk i przynosiła do mnie oddając do ręki. Czyli aportowała!

Trochę jeszcze trwało, zanim dopracowałyśmy aport w szczegółach, ale na każdym egzaminie Jaga zaliczała aport na maksymalną ilość punktów, na płaskim, czy na stacjonatce lub palisadzie. Nawet z większym zapałem wykonywała polecenie, kiedy "piętrzyły się" jakieś przeszkody. Tak jest do dziś i z aportowaniem, i z wciskaniem kości, ze wspólną korzyścią i radością.

Wróć