Nasz portal korzysta z informacji zapisanych za pomocą plików cookies. Więcej informacji w polityce dotyczącej plików cookies. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących plików cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci komputera.
Nie pokazuj tego komunikatu

WYSTAWOWE DYGRESJE

Niektórzy sędziowie sami chcą spradzić psie uzębienie, bez naszej pomocy.
Na taką ewentualność pies powinien być więc przez nas przygotowany.

Jak długo jeżdżę na wystawy, a będzie tego już z 12 lat, Katowice zawsze były tłoczne w hovawarty, a katowicka międzynarodówka należała do jednych z ważniejszych i zarazem trudniejszych wystaw. Organizowana w słynnym Spodku, z hovawarcim ringiem upchniętym na przykrytym czerwonym dywanem lodowisku, gdzie stłoczone hovawarty czekały na swoją kolej razem z innymi molosami, większymi albo wielkimi, groźnymi bardziej lub mniej. Do tego zgiełk, tumult, pogłos. Hovawartów z różnych stron Polski zjeżdżało do Katowic bardzo wiele. Można było spotkać znajomych z Łodzi, Warszawy, Wrocławia, Rzeszowa... I jak to się mówiło, kto przeżył Katowice, poradzi sobie na każdej halówce.

W tym roku Katowice zeszły na psy. Niestety całkiem niedosłownie, bo przecież w naszym środowisku powinien to być komplement. Po części stało się tak z winy organizatorów, którzy hovawarci ring umiejscowili na samym koniuszku antresoli, co oznaczało schody w dół i schody w górę (tylko dla człowieka to są te same schody), śliską błyszczącą posadzkę, wielkie jasne okna i ciemne korytarze. Jednak w dużej mierze katowicki niewypał to wina nas samych, właścicieli naszych kochanych czworonogów (nie tylko hovawarcich!).

Sędzia, elegancki Hiszpan Carlos Fernandez-Renau, wydawał się przyzwyczajony do zupełnie innych standardów. Był wyraźnie zdegustowany zachowaniem wielu psów, które umykały spod jego rąk, nie pozwalając się dotykać, sprawdzić jąder, zobaczyć zębów, zatrzymywały się podczas biegu albo biegły jak na skazanie, przytłoczone trudnymi warunkami.

Daleka jestem od podsumowania, jakie to kiepskie psychicznie mamy psy. Nie w tym rzecz. Nie każdy pies jest tytanem stabilności psychicznej, ale uważam, że każdy może zachowywać się poprawnie nawet w tak niełatwych warunkach. Tu właśnie widzę rolę świadomego przewodnika.

Tak jak egzaminy są sprawdzianem naszej pracy szkoleniowej z psem, tak wystawy można traktować jak egzamin z pracy socjalizacyjnej. Bo właśnie w takich ekstremalnych warunkach wychodzą braki. Dlatego nie bagatelizowałabym wystawowych występów mówieniem, że to taka nasza próżność i kolekcjonowanie tytułów (tak a'propos - co w tym złego? To super hobby!). Owszem, nawet jeżeli jeździmy na wystawy tylko po to, by wygrać, nie zwalnia nas to z odpowiedzialności za komfort psychiczny psa. Nikt rozsądnie myślący nie wystartuje w zawodach z nieszkolonym psem, ale bardzo często w wystawach biorą udział nieprzygotowane psy z równie nieprzygotowanymi właścicielami.

Dlatego, sumując swoje doświadczenia obserwacyjno-praktyczno-teoretycze, przygotowałam ściągę dla wystawców, czyli

„Co MUSI wiedzieć Wystawiacz, żeby wystawić ładnie”

Postanowiłam nie być przy tym śmiertelnie poważna, bo podstawą naszego sukcesu na wystawie, oprócz ładnego psa (pamiętajmy - de gustibus non est disputandum!), jest zdrowy dystans do tematu.

  1. Odporności psychicznej psa nie definiuje to, że czegoś się wystraszył, ale to, jak szybko się „zresetował”, czyli doszedł do psychicznego luzu po negatywnym bodźcu. Nie powinniśmy się więc czerwienić ze wstydu, kiedy pies na oczach „konkurencji” nerwowo zareaguje na np. nagły hałas, pod warunkiem, że na nasze „halo, przecież to tylko bomba atomowa, wyluzuj!” rzeczywiście wyluzuje i będzie zachowywać się tak, jakby nic się nie stało.
  2. Każdy pies ma indywidualny próg pobudliwości na dane zdarzenie, jeden pies wyższy, drugi niższy. Ten o progu wyższym będzie w podobnej sytuacji zdecydowanie mniej reaktywny od tego o progu niższym. A próg pobudliwości to mówiąc w skrócie taka mentalna granica, po przekroczeniu której pies traci głowę, wpadając w panikę lub/i reagując np. agresją. W warunkach wystawy stratą głowy może być czynna odmowa współpracy wyrażona przez zablokowanie się, np. przywarowanie do podłoża. Dlatego każdy przewodnik powinien znać progi pobudliwości swojego psa, co oznacza, że pies powinien być dla niego przewidywalny. Każdy przewodnik powinien wiedzieć również o tym, że czynniki wywołujące zachowania agresywne sumują się, a to znaczy, że pies na przykład zachowa stabilność w tłumie, ale już tłum + hałas + śliska podłoga mogą być ponad jego wytrzymałość.
  3. Aby mieć przewidywalnego psa, trzeba znać jego reakcje na różnorodne czynniki środowiskowe, a więc przez całe jego życie (dokładnie tak, a nie tylko przez 4 pierwsze miesiące!) czynnie zapoznawać go z najróżniejszymi przedmiotami i sytuacjami, przede wszystkim takimi, których nie doświadcza w życiu codziennym lub nie poznał wcześniej.
  4. Nic tak deprymująco nie działa na psa, jak stres przewodnika. Bo to tak, jakby kapitan drużyny w trudnej rozgrywce nie wiedział, co zrobić. Psy silniejsze psychicznie zaczną wtedy same ustalać strategię działania, psy słabsze wpadną w stresowe otępienie, staną się bierne lub nadmiernie pobudliwe. Aby mieć stabilnego psa, samemu trzeba być stabilnym przewodnikiem: spokojnym, konsekwentnym, pewnym siebie, zrównoważonym, wiedzącym, co chce osiągnąć i jaką drogą, poza tym realnie oceniającym możliwości swoje i swojego psa (nic tak nie utrudnia relacji psio-ludzkiej jak nieadekwatne ambicje tego drugiego).

Podsumowując jednym zdaniem: pokaż mi swojego psa, a powiem ci, jaki jesteś. I bynajmniej, choć mogłoby to wynikać z tytułu, nie chodzi o urodę.

Aleksandra Pasko

Wróć